|
Ilona
wspomnienie o Ilonie spisał: Maciej Stroiński
Ilona nie opowiadała o swojej chorobie, a ja nie pytałem. Była masa innych rzeczy do przegadania: książki, znajomi, pomysły, filmy, dowcipy, jedzenie, miłość, lęk, przeszłość, studia, przyszłość,złość, rodzice, religia, parki w Katowicach, restauracje w Krakowie, samoloty, dziwacy, święta i księgarnie…
Czasem, owszem, schodziło na śmierć. Brała się za ten temat tak spokojnie, jakby jej wogóle nie dotyczył. W pewnym sensie przemijanie nie miało do niej dostępu, im bardziej zabierałojej ciało, tym mniej radziło sobie z samą Iloną, której nie wzruszały roszczenia losu. Więc ja też się uspokajałem, przy niej się nie bałem. Miała wszechstronne, by tak rzec, poczucie humoru, była zawodową ironistką. Wkurzał ją patos, więc go rozbrajała. Niektóre dowcipy z puli nie nadają się do druku, bo były głęboko śmieszne… Dysponowała potężną inteligencją i nie wahała się jej używać. W tym była raczej uparta: w logice. Skrótów i wykrętów nie tolerowała. Jeśli chciał osię przemówić jej „do rozumu”, trzeba było się wykazać. Poznaliśmy się w Krakowie, dokąd przyjeżdżała z Katowic raz w tygodniu z Ryszardem, by zgłębiać judaizm. Potem przyjeżdżać przestali, więc ja przyjeżdżałem albo przegrzewałem telefon w czasie dłuższych rozmów. Zabrała się z mężem – profesorem astrofizyki – za filologię klasyczną, żeby zdobyć „pełne spektrum”: Ateny i Jerozolimę, Tora uMada. I w ten sposób Pan Prof. Mańka-Marcisz został znowu uczniem. Dużo czytała, dużo myślała i „dużo żyła”. Słynęła z ciętych i istotnych pytań – bo brała innychna serio. Była tłumaczką, w wydawnictwie Pardes wydała w swoim przekładzie książkę Szabat dajana Grunfleda, wyjdą jeszcze Psalmy z komentarzem, którego wycinek spolszczyła ostatnio. Brała udział w zajęciach Jesziwy Pardes. Tam padały jej słynne pytania, które wszyscy by zadali, gdyby mieli jej odwagę. Gdy nie mogła już przyjść na wykład, rabin Sacha Pecaric przekazał słuchaczom potworną wiadomość. Głos mu się załamał, pierwszy raz widzieliśmy go płaczącego. Ilona nie chciałaby, aby odwoływać spotkanie Jesziwy, więc zajęcia się odbyły – in memoriam. Mieszkam niedaleko klasztoru kamedułów w Krakowie; gdzieś kiedyś czytałem, że biją codzienniepóźną nocą (bladym świtem) w dzwony, ale nigdy jakoś tego nie słyszałem – aż do teraz. Nie mam dziś ochoty spać i wreszcie dobiegło mnie bicie dzwonów w nocy. Inna scena: sierpień, słońce, Katowice. Ja kupuję colę, ona warzywa na obiad, gadamy z panią ze sklepu – o bolączkach pani, Ilona własnych nie wnosi, słucha, pani czuje ulgę. Przytulam ją na pożegnanie i patrzę, jak wracado domu. Wtedy widziałem ją ostatni raz: skierowaną tam, gdzie jest jej dobrze. Ilona żyła i była niewzruszona w swojej decyzji, by żyć. Wiadomość o jej śmierci jest dziwnie nieadekwatna. Duszę jej niech zwiąże węzeł życia.